Zakończyliśmy pielgrzymkę do Santiago De Compostela. Uczestniczyło w niej 42 pielgrzymów w 4 grupach. Każda grupa miała swojego przewodnika. Przejechaliśmy ok 500km na terenach Portugalii i Hiszpanii. Po drodze nawiedzaliśmy liczne sanktuaria, w szczególności Fatima i Santiago De Compostela. Droga w dużej części pokrywała się ze szlakiem Św. Jakuba, na którym zbieraliśmy stemple do paszportów i na zakończenie w Santiago De Compostela otrzymaliśmy dyplomy i certyfikaty ukończenia pielgrzymki trwającą od 15.09 do 27.09.2016.
W czasie pielgrzymki nikt z uczestników nie uległ wypadkowi. Wszyscy bezpiecznie powrócili do domów. Pomimo dużych utrudnień wynikających z dużych odległości, cała logistyka zadziałała bez problemów.
Prosimy o jak najszybsze dostarczenie materiałów, fotografii, wideo, opowiadań na adres mailowy: pielgrzymki@pielgrzymkirowerowe.com.pl lub do Daniela 662-510-859 po uprzednim kontakcie telefonicznym.
Santiago de Compostela i szlak św. Jakuba
To szlak pielgrzymkowy do katedry w Santiago de Compostela w Galicji w północno-zachodniej Hiszpanii. W katedrze tej, według przekonań pielgrzymów, znajduje się ciało św. Jakuba.
Katedra w Santiago de Compostela
Nasze pielgrzymowanie
Nie ma jednej trasy pielgrzymki, a uczestnicy mogą dotrzeć do celu jednym z wielu szlaków – my wybraliśmy nasze ulubione rowery.
Certyfikaty pielgrzyma
W położonym nieopodal wybrzeża Atlantyku Santiago de Compostela we wczesnych czasach ruchu pielgrzymkowego muszle wydawano pątnikom jako dowód odbycia pielgrzymki. Były więc one poprzednikiem wydawanych obecnie certyfikatów pielgrzymich. Średniowieczny Codex Calixtinus podkreślał znaczenie muszli pielgrzymiej, kształtem przypominającej otwartą dłoń, mającą stanowić symbol otwarcia na dobre dzieła. Również Benedykt XVI ma w swoim herbie muszlę, która jest symbolem pielgrzymującego ludu Bożego.
Św. Jakub
Św. Jakub wraz z Piotrem i Janem był jednym z pierwszych uczniów Pana Jezusa i należał do grupy Apostołów najbliższych Jezusowi. Wybrany na apostoła, stał niemal zawsze na ich czele. Tradycja podaje, że św. Jakub po Zesłaniu Ducha Świętego udał się do Hiszpanii, żeby tam głosić Dobrą Nowinę. Z tego też zapewne powodu jest on szczególnie czczony właśnie w Hiszpanii i w Portugalii – jest pierwszym patronem tych krajów. Apostoł Jakub zginął jako pierwszy z dwunastu apostołów. Jego szczątki znajdują się prawdopodobnie w Santiago de Compostela, przeniesione w VII wieku z Jerozolimy.
urna z relikwiami św. Jakuba
Droga św. Jakuba
Droga oznaczona jest muszlą św. Jakuba, która jest także symbolem pielgrzymów oraz żółtymi strzałkami. Związek między muszlą a św. Jakubem wyjaśnia epizod zawarty w jednej z legend, która powstała po męczeńskiej śmierci Jakuba w Ziemi Świętej. Legenda mówi, że ciało Apostoła złożono na pokładzie statku i bez żadnego uszczerbku przetrwało siedmiodniowy rejs, zanim statek dopłynął do Galicji. Gdy statek dopływał do zatoki Arousy, na brzegu odbywało się wesele. Goście otaczali właśnie pana młodego, siedzącego na koniu. Nagle koń wysoko postawił uszy, w kilku skokach dotarł do brzegu morza i wraz z jeźdźcem zniknął pod falami. Po pewnym czasie w cudowny sposób koń i jeździec wyszli cało z morskich fal, całkowicie pokryci dużymi muszlami, a statek Apostoła płynął w dalszą podróż.
szlak św. Jakuba
muszla św. Jakuba
Znaczenie pielgrzymowania
Pielgrzymowanie ma przede wszystkim charakter religijny. W wiekach średnich pielgrzymowano dla umocnienia wiary, odbycia pokuty, spełnienia ślubowania, z prośbą o uzdrowienie lub w celach dziękczynnych. A my odpowiedzmy sobie w głębi swej duszy… czym dla mnie jest i czym może być pielgrzymowanie.
Poniżej przedstawiamy wspomnienia z Pielgrzymki do Santiago
Pielgrzymka rowerowa do Santiago de Compostela
15-27 wrzesień 2016
Mija właśnie rok, gdy we dwie z Krysią przeszłyśmy do Santiago de Compostela francuskim szlakiem Camino de Santiago. Przewędrowałyśmy wówczas 200 km z Ponferrady. Było to wielkie przeżycie duchowe. Szłyśmy przepiękną okolicą, przez góry, rozległe pola, opuszczone wioski. Przeżyłyśmy momenty wzruszenia, fascynacji otaczającym nas światem. Świadomość, że tymi drogami wędrowało przez wieki tysiące pielgrzymów była przejmująca. Nie zapomnę tych chwil, gdy ruszałyśmy rano jeszcze przed wschodem słońca. Poranna modlitwa. Otaczająca nas cisza. Samotność wewnętrznych rozważań samych z sobą, a potem chwile wspólnych refleksji, wzajemnego wspierania się, wysłuchania, rozumienia. Trochę byłyśmy razem, ale też jakoś ze swoimi sprawami osobno. Był też trud. Spotkania z pielgrzymami. W ulewnym deszczu, całe mokre weszłyśmy do zalanego wodą Santiago. Ogromna radość z osiągniętego celu. Wzruszająca Msza św. w Katedrze.
Przeżycia tej pielgrzymki były tak dojmujące, że przez długi czas po powrocie do domu tylko nimi żyłam.
Gdy więc usłyszałam, że nasza grupa pielgrzymów rowerowych Elżbiety i Jacka Michalskich zamierza jechać do Santiago de Compostela drogą portugalską natychmiast zgłosiłam gotowość uczestniczenia w tej pielgrzymce. Nie mogłam się doczekać wyjazdu. W podświadomości wierzyłam, że przeżyję ją podobnie jak tę zeszłoroczną i jakoś na to liczyłam. Od początku jednak rzeczywistość mnie zaskakiwała. W żaden sposób nie mogłam odnaleźć w sobie chociaż w niewielkim stopniu tych odczuć, które towarzyszyły mi w roku poprzednim, chociaż zdawało się, że cel pielgrzymki – dotarcie do grobu św. Jakuba i duchowe do tego przygotowanie – był ten sam. Byliśmy przecież też w drodze. W grupie przyjaciół. Z większością osób byłam już na kilku podobnych pielgrzymkach. Było nam ze sobą zawsze dobrze. A teraz pędzimy na tych rowerach. Przeżywamy najróżniejsze trudy, a to związane z noclegiem, to z niedoinformowaniem co do dalszych planów, z problemami z komunikacją w grupie, z własnym zmęczeniem itd. Mnie samą np. zaskoczyło to, że jedziemy dużo w huku i smrodzie pojazdów głównymi drogami, a nie drogą pieszych pielgrzymów. Gdy zjeżdżaliśmy na brzeg Oceanu to było świetnie. Ale też nawiedzamy kościoły, jest wspólna modlitwa i to kilkakrotnie w ciągu każdego dnia. Zdarzały się też miłe osobiste rozmowy. Dlatego stawiałam sobie pytanie: czy to pędzenie, w takiej atmosferze, to też jest pielgrzymka? No tak, pielgrzymka to wędrowanie. Uświadomiłam sobie w końcu, że skoro jesteśmy w drodze w takiej formie i w takich warunkach, to zderzamy się z taką właśnie rzeczywistością i z nią musimy sobie poradzić. Tu naszą rzeczywistość określała duża bo czterdziestoosobowa grupa. Każdy inny, z innymi potrzebami, wizjami, reakcjami, z różną odpornością na stres i zmęczenie. Kilka osób było z nami po raz pierwszy i im mogło być trudniej z tym wszystkim się uporać, zwłaszcza jeżeli nie potrafili od razu nas polubić. Kierowanie taką grupą łączyło się z najróżniejszymi problemami. Ale, jak to pięknie zauważył Janusz z brodą, sensem tej naszej wędrówki było tworzenie wspólnoty właśnie z tych konkretnych ludzi, z każdym z osobna i w takich warunkach. No bo tylko wtedy, gdy razem, jak grupa osób prawdziwie sobie bliskich dotrzemy do grobu Św. Jakuba, odniesiemy sukces dobrego pielgrzymowania.
Ale trudy się piętrzyły. Chwilami nie było dobrze. Zaiskrzyło po historii z wjazdem całej naszej grupy na niewłaściwą drogę. Interwencja policji, groźba poważnych kar pieniężnych, a potem szukanie winnego pogłębiło konflikt. Obciążenie odpowiedzialnością za to wydarzenie każdego z uczestników z osobna było niezrozumiałe. I wtedy wezwanie do wspólnej modlitwy i podanie sobie dłoni w jej trakcie rozładowało atmosferę. Uwierzyłam w działanie Ducha Świętego, który „tchnie kędy chce”. Dalej już było tylko lepiej. A gdy po kilku godzinach wjechaliśmy tryumfalnie na plac pod Catedral de Santiago zwartą grupą, w jednakowych żółtych kamizelkach, gdy się wzajemnie rzuciliśmy sobie w ramiona to nie było już śladu po konfliktach. Poczułam wtedy, że cel naszej pielgrzymki został osiągnięty. Wszyscy byliśmy radośni i szczęśliwi. Potem już w Warszawie, w czasie spotkania przy odbiorze rowerów, chyba nikt nie pamiętał tych trudów naszej wyprawy. Była tylko radość i poczucie braterstwa. A mój osiemnastoletni wnuk Antek był zachwycony tym pielgrzymowaniem (zwłaszcza, że mógł doświadczyć kąpieli z babcią w Atlantyku).
Więc było to moje inne, ale bardzo ważne „Camino” i teraz przeżywam je z taką samą mocą. Dlatego jestem ogromnie wdzięczna Elżbiecie i Jackowi za zorganizowanie takiej wspaniałej wyprawy. Zdaję sobie sprawę ile włożyli w nią myśli, pracy, swojego czasu. Specjalne podziękowania należą się też naszym przewodnikom. Widziałam ich wysiłek w przygotowanie a potem w prowadzenie tak ogromnego przedsięwzięcia. Musieli wyjść na przeciw różnorodnym potrzebom i oczekiwaniom a też nie pomylić drogi. Dostrzegam też ogromny wkład naszych przewodników duchowych: Janusza ale też Tomka. Świetny był pomysł z doborem modlitw katechizmowych. Przypomnienie tekstu Ośmiu Błogosławieństw właśnie w tamtym momencie zrobiło na mnie wielkie wrażenie. Myślę, że właściwie wszystkim i każdemu z osobna należą się słowa wdzięczności za zbudowanie tej naszej pielgrzymkowej wspólnoty i wspólne jej przeżycie.
Czy uda nam się jeszcze raz spróbować w tym gronie wybrać się na podobną wyprawę? Bardzo bym wszystkich zachęcała. Może będziemy mądrzejsi o te doświadczenia i uda się uniknąć podobnych problemów. Szkoda by było naszej przyjaźni i tego dobra, które tu otrzymaliśmy.
Elżbieta Ziołkowska